Wyniki konkursu urodzinowego!

Nadeszła ta chwila, gdy wyjawimy zwycięzców naszego urodzinowego konkursu.

Nie było łatwo wybrać, bo Wasze zgłoszenia okazały naprawdę pomysłowe! Mieliśmy okazję poznać Wasze wizje spotkania z Werterem, Hermioną Granger, Kordianem, Wolandem, Olivią Kitteridge, Sherlockiem Holmesem, Stanisławem Wokulskim, Nemeczkiem, Scarlett O’Harą i wieloma, naprawdę wieloma innymi postaciami literackimi.

I teraz czujemy się rozdarci – z jednej strony z uśmiechem myślimy o nagrodzeniu zwycięzców, a z drugiej żałujemy, że nie możemy obdarować wszystkich.

Nie przedłużając…

<werble>

I miejsce

Stanisław Rumin za nietuzinkową rozmowę kwalifikacyjną z Małpiszonem ze Świata Dysku Terry’ego Pratchetta.

~~*~~

<<<<<<<<<<<<< Z DOMOWEJ FILMOTEKI>>>>>>>>>>>>>>>

Ujęcie #1, scena #1.

Kamera! Akcja!

(głos z offu, widok na domową biblioteczkę gigantycznych rozmiarów)

Książki, albumy, skrypty, słowniki, encyklopedie, sagi, wolumeny, arcydzieła i zwykłe czytadła, starodruki, podręczniki, tomy i tomiszcza… Kocham je najbardziej na świecie…

(pięść trafia prosto w obiektyw, obraz się chwieje)

Ał! Przepraszam, kochanie. Miałem na myśli, że kocham je miłością wielką, ale jednak nie tak bardzo jak Ciebie! No może z wyjątkiem moich białych kruków…

(kopniak prosto w obiekt, kamera spada na ziemię)

Ał! Nie w oko, na Boga! Przepraszam! Ty jesteś na pierwszym miejscu. Ty i tylko Ty, księżniczko moja!

(w tle słychać oddalające się kroki)

Poszła już? Tak, w końcu chwila prawdy. Książki to całe moje życie. Przez lata nagromadziłem ich  niezliczone egzemplarze. Potrzebuję profesjonalnej pomocy. Kogoś, kto podejdzie do pracy z sercem. Osobnika, który podziela moją miłość do papierowych przyjaciół i odpowiednio się nimi zajmie:  posortuje, ponaprawia uszkodzenia, skataloguje… Mówiąc krótko: poszukuję bibliotekarza z wieloletnim doświadczeniem. Dlatego postanowiłem zamieścić wideo-ogłoszenie na portalu NAK (NIEAnonimowych Książkoholików). Zainteresowanych proszę o przesłanie CV wraz z referencjami na adres :

Kornel Antoni Starodruczny

ul. Literacka 12

Woluminy Małe.

Tylko poważne oferty! Tak, Ildefons, mówię do Ciebie! Mam już dość twoich nieśpiesznych kawałów! Najlepsi kandydaci zostaną zaproszeni na rozmowę kwalifikacyjną.

Dziękuję za uwagę. 

(Cięcie, ekran stopniowo ciemnieje)

Ujęcie #2, scena #1.

Kamera! Akcja!

(kandydat wierci się w niewygodnym, staromodnym fotelu)

Mam nadzieję, że nie przeszkadza Panu, ze filmuję nasze spotkanie. Lubię wszystko dokumentować dla potomności.

Uuk.

Może mógłby coś zaproponować? Kawę? Herbatę? Banana?

Iik.

Ach, przyniósł Pan własne fistaszki. Nie, dziękuję. Jestem uczulony. Dobrze. Możemy zaczynać. Muszę przyznać, że z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Pana CV i referencję wystawione przez czcigodnych magów, na czele z samym nadrektorem Mustrumem Ridcully’m.  Zainteresowaniem, ale i niemałym przerażeniem. Nie mogę nie zwrócić uwagi, że jest Pan mał…

UUK!!!!!!!

Ał! Nie ma powodu, żeby się denerwować. A tym bardziej, żeby rzucać w potencjalnego pracodawcę orzeszkiem! Przepraszam. Miałem na myśli – istotą człekokształtną. Przejdźmy do konkretów. Ma Pan wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu najwspanialszej biblioteki na świecie. Muszę przyznać, że oddałbym palec, aby chociaż przez godzinkę pobuszować po regałach skrytych w komnatach Niewidocznego Uniwersytetu! Nunc id vides, nunc ne vides! Uwielbiam wasze motto. Teraz nas widzisz, a teraz nie…  Miał Pan styczność z najrzadszymi i najbardziej niebezpiecznymi książkami na świecie, takimi jak chociaż „Rozkosze tantrycznego seksu”… 

Uuk. 

Tak, wiem, że wolumen jest trzymany w lodzie dla uniknięcia samozapłonu. To absolutnie fascynujące! Nie mogę nie zauważyć, że dysponuję Pan pewnymi walorami natury… technicznej. Siła. Zręczność. Drabinę mogę już wyrzucić na śmietnik.

Uuk. Uuk.

To prawda. Sam bym lepiej tego nie ujął. Od początku wiedziałem, że nadajemy na tych samych falach. A co z nadrektorem Uniwersytetu? Dał Panu znakomite referencje, wręcz nie do odrzucenia. Dosłownie. Czy zatem nie będzie miał za złe, że Biblioteka zostanie bez nadzoru? 

Uuk. 

To świetnie. Może opowie Pan coś więcej o sobie?

Uuk. Uuk. Uuk. Iik. Uuk. Iik.

Pongo pongo?  Z Bhanghangduc? Nigdy nie byłem, ale chętnie z żoną wybralibyśmy się tam na wakacje. Cóż, wspaniale było Pana poznać. Dziękuję, że zechciał Pan zawitać w moje skromne progi. Mam jeszcze kilku kandydatów, więc skontaktuję się …

Uuk?!

To znaczy.. chciałem powiedzieć, że oczywiście Pana szansę są największe, ale…

UUK?! UUK!

Tak, odwołam pozostałe spotkania. Stanowisko jest Pańskie. I, nie, nie ma problemu. Pensję będę wypłacał w bananach!!

Uuk.

Ja również dziękuję. Zaczyna Pan jutro o 9.00!

UUK?!

12.00??

Uuk.

W takim razie do zobaczenia!

(Cięcie, ekran gwałtownie ciemnieje)

~~*~~

+ CV Bibliotekarza i referencje


II miejsce

Natalia Chrobok za poruszające opowiadanie o spotkaniu z Jane Eyre.

~~*~~

To nie był dobry dzień – to zdecydowanie nie był dobry dzień. Odnoszę wrażenie, że wszystko to żart,moje życie tutaj, moje istnienie i misja, dzięki której znalazłam się na tej planecie. Podobo każdy taką ma, czyż nie? Nie mam przyjaciół, ponieważ jestem dziwadłem, w każdym razie tak mówią, a ja coraz bardziej zaczynam w to wierzyć. Zwierzęta? Uwielbiam je, ale one mnie nie bardzo. Nawet bezdomne psy uciekają gdzie pieprz rośnie, podczas gdy ja zamierzam wielkodusznie podzielić się z nimi resztką mojej kanapki. Jednak coś mi wychodzi, znalazłam pasję, której oddaję się całkowicie. Czytanie. To dzięki niemu daję radę przetrwać jakoś dzień w szkole i popołudnie tuż po niej, gdy samotność zżera mnie od środka jak nowotwór narządy wewnętrzne. Jane Eyre. Znacie taką Panią? Mogłabym czytać lekturę tę bez końca. Mam wrażenie, że główna bohaterka to ja, w całej swej okazałości, z każdą wariacją i natręctwem, brzydotą i nieśmiałością, a także wielkim sercem i chęcią do zmiany świata na lepsze. Dzięki niej powoli zaczynam wierzyć, że może dla mnie też jest nadzieja. Że chociaż mimo tego, iż wyśmiał i upokorzył mnie dzisiaj chłopak, przez którego moje serce umarło, jak zdawało mi się dotąd – z miłości – to, że jednak spotkam kiedyś kogoś, kto pokocha mnie taką jaka jestem, taką dziwną i wręcz kosmiczną, z mało obiecującą urodą, ale gotową poświęcić swą duszę, czas i całe życie jemu, jemu właśnie? Wyśmiał mnie, gdy zaproponowałam mu pomoc przy lekcjach z literatury. Wiem, że jest w tym kiepski, a od tego wypracowania zależy nasza ocena końcowa. Wyśmiał i upokorzył, wyśmiał i upokorzył – tylko te słowa kołatały się z tyłu mojego mózgu, gdy biegłam do domu, ledwo widząc drogę, którą zasłaniało mi tsunami łez, które zerwało się w głębi mojego ciała i falami szukało ujścia na zewnątrz. Zamknęłam się w pokoju, pragnąc zmniejszyć się do rozmiarów mrówki i zniknąć, ukryć się gdzieś, by przeczekać ból, który od urodzenia jedynie wzrasta, wstyd, który odczuwam z każdym dniem.  Złapałam „Dziwne losy Jane Eyre” i zaczęłam czytać, po prostu…

– Nadine? Nadine, czy coś się stało? Nadine! – krzyki zaczęły powoli docierać do moich uszu. Skąd ta kobieta zna moje imię? Czy to mama mnie budzi? Niemożliwe, ona nie ma tak dziwnego akcentu!

– Christopherze, przynieś Panience szklankę wody, no już! – usłyszałam ponownie dziwny głos i ośmieliłam się otworzyć jedno oko. To co zobaczyłam tak mną wstrząsnęło, że błyskawicznie skoczyłam na równe nogi. Kobieta z warkoczami, owiniętymi na kształt korony wokół głowy, niezbyt piękna, w średnim wieku. Jej dłonie zniszczone od pracy, ściskały ponurą, długą suknię z przejęciem. – Nadine! Nie strasz mnie tak więcej, już miałam biec po Rochestera, no już wracajcie z Christopherem do lekcji, o piątej widzimy się na kolacji! – wydała rozkaz i odeszła pospiesznie w stronę małej, aczkolwiek przytulnej chatki. Rozejrzałam się w koło. Otaczał nas las, duży, przerażający, lecz piękny! Gdzie ja jestem? Zaraz, czy ona powiedziała ROCHESTER? To przecież nie może być prawda! Wtem nagle podbiegł do mnie chłopiec, na oko dziesięcioletni. Trzymał w dłoni szklankę wody i uśmiechając się niepewnie, podał mi ją.

– Dobrze się już Panienka czuje? – zapytał lekko wystraszony, lekko zaciekawiony. – Tak, tak, wszystko w porządku. Słuchaj, możesz powiedzieć mi, gdzie jesteśmy? Co ja tu robię, kim ty jesteś? Kim jest ta kobieta, która odeszła do chaty? –  wyrzucałam z siebie słowa z niebywałą szybkością, a chłopiec wlepiał we mnie swe duże, zielone oczy i niespodziewanie roześmiał się, szczerze uradowany. – No co Panienka? Jestem Christopher Rochester, moją matką jest niejaka Jane Eyre, a ojciec to Edward Rochester. Panienka udziela mi lekcji, gdyż jak twierdzi matka za bardzo oddaję się zabawie i trwonieniu czasu. No, chodźmy lepiej na kolację, bo zaraz dojdzie piąta! – i chwytając mnie za rękę pobiegł w stronę drewnianej chaty. Szczerze mówiąc, nie wiem ile czasu spędziłam w tej magicznej krainie i epoce. Nie umiem określić ram czasowych, jak i tego dlaczego i jakim cudem to się wydarzyło. Wiem jednak, że to było coś niesamowitego i do dziś odczuwam pustkę w sercu każdego dnia, ale i radość, że miałam możliwość spotkania Jane, jej męża i syna Christophera. Że przyczyniłam się do czegoś wielkiego, ja sama, nic niewarta. Dni mijały mi błogo i czerpałam z nich najwięcej jak tylko się dało. Miałam przeczucie, że to nie na zawsze, że to zaraz się skończy i znów wrócę do swojej szarej rzeczywistości. Uczyłam Christophera codziennie po kilka godzin, a robiłam to sumiennie i z pełnym zaangażowaniem, choć nie był najlepszym uczniem. Miał pełno energii i nie potrafił się skupić. Nie był dobry w językach i przedmiotach związanych z chemią i przyrodą, jednak miał wielki talent do opowiadania i wymyśłania niesamowitych historii. Wyciągałam od niego możliwie najwięcej każdego dnia i namawiałam do spisania swych opowiastek na papierze. Było ciężko, naprawdę, ale bardzo zbliżyło nas to do siebie. Chriss rósł, a ja czułam łzy wzruszenia za każdym razem gdy obserwowałam go w chwilach, gdy zupełnie się tego nie spodziewał. Czułam, że dorasta i to łamało mi serce. Podświadomie wiedziałam, że gdy skończy się jego dzieciństwo skończy się zarazem mój cel, w którym jakaś siła cofnęła mnie do tego miejsca i czasu. Jane była niesamowitą kobietą, tak jak myślałam od zawsze. Dużo rozmawiałyśmy, jak to matka z nauczycielką swego syna, ale z czasem zaczęło kiełkować pomiędzy nami coś w rodzaju przyjaźni. Pamiętam jedną z naszych ostatnich rozmów, siedziałyśmy wtedy przy blasku świecy, a noc była ciepła i przyjemna. – Co Cię dręczy Nadine? Opowiedz mi o swych wewnętrznych demonach – powiedziała niespodziewanie Jane. – Wiesz, głupio mi to mówić, ale boję się. Boję się was stracić, a czuję, że niebawem to się stanie. Kiedyś, dawno temu żyłam zupełnie gdzie indziej. Zabrzmi to jak wariactwo, wcale się nie zdziwię, jeśli tak pomyślisz, ale tak właśnie było. Przybyłam tu i nie wiem kiedy i jak to się stało. Kocham Cię i kocham Chrissa. Podziwiam Pana Rochestera. Chciałabym się tu zestarzeć i umrzeć. Tam, skąd pochodzę nie byłam dobrze traktowana. Szczerze mówiąc, czułam się nikim. Brzydka, nieśmiała, niemądra. Ludzie przechodzili obok obojętnie, a Ci, którzy mnie zauważali wyśmiewali się ze mnie i upokarzali na każdym kroku. Chłopak, którego pokochałam miał mnie za brzydulę i szaloną dziewczynę, podczas gdy ja zrobiłabym dla  niego wszystko. Psy uciekały ode mnie! – wyrzuciłam to z siebie tak jak wyrzuca się coś zgniłego z lodówki. Szybko i z niesmakiem. Nawet nie zauważyłam, że po policzkach spływają mi łzy. Jane złapała mnie za dłoń i uścisnęła. – Posłuchaj mnie, Nadine. Nie uważam Cię za wariatkę. Wiem, po co się tu pojawiłaś. Po to, by wyprowadzić mego syna na dobrą drogę. By nauczyć go czegoś mądrego, by pomóc mu stać się dobrą osobą. Jesteś mądrą i wartościową kobietą, która może wszystko. A ludzie, którzy wyśmiewali się z Ciebie? Pewnie mają równie małe serca co rozumy. Nie zwracaj na nich uwagi! Po co zaprzątać sobie głowę tak niemądrymi myślami, skoro można upchać tam ciekawe przemyślenia i piękne wspomnienia? A psy? Więcej otwartości dziewczyno, mniej lęku, a również psy przestaną od Ciebie uciekać! – roześmiałyśmy się oboje, a ja poczułam niesamowitą ulgę, gdy z radosnym sercem kładłam się do swego starego łóżka w starej, drewnianej chacie Jane Eyre.

Otworzyłam oczy. Nie! To nie może się tak skończyć! Nie, nie, nie! Znów znalazłam się w swym własnym łóżku, w swym własnym, współczesnym, rzeczywistym łóżku! Jeszcze wczoraj dzieliłam troski z Jane Eyre, namawiałam Christophera Rochestera do napisania własnej powieści, a dziś znów jestem zwykłą nastolatką. Przez resztę dnia siedziałam na łóżku, a łez było tak dużo, że już przestały lecieć z oczu, chyba się skończyły. Nagle drzwi mojego pokoju się otwarły i obok mnie usiadła mama. – Hej, Nadia. Pomyślałam, że poprawię Ci humor i na targu znalazłam ponadczasową powieść o mocy przyjaźni i sile, jaka tkwi w rodzinie. Sama w młodości byłam wielką fanką tej książki i gdy tylko ją zobaczyłam, pomyślałam, że może zechciałabyś… – w tym momencie mama wyjęła książkę. Chwyciłam ją z niedowierzaniem i poprzez łzy, wyłonił się z mojego gardła śmiech, a w sercu wyrosło drzewo dumy i miłości. – Zrobiłeś to. Udało Ci się – szepnęłam. Książką, którą kupiła mi mama nosiła tytuł ” Dla Nadine”, a autorem był Christoph Rochester. A więc to nie był jedynie sen…

~~*~~


III miejsce

Anna Krzyczkowska za spotkanie z Joanną Chyłką, dzięki któremu sama nabrałam chęci, by poznać ją bliżej.

~~*~~

Siedziała przy stoliku w miejscu, które przywodziło na myśl otchłań piekielną i wpatrywała się w krwisty kawał mięsa na talerzu. Z daleka widać było czerwona podeszwę jej szpilek. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że tą czerwień zawdzięcza krwi jakiegoś faceta, którego wdeptała w ziemię. Mogłaby to zrobić bez problemu, jakby gasiła rzuconego chwilę wcześniej papierosa, gdyby jeszcze paliła. Bez nikotynowego obłoczka wydawała mi się niepełna. Jak kobieta bez makijażu, którą każdy pyta czy dobrze się czuje. Ona raczej dobrze się nie czuła. Pierwszy raz widziałam, żeby wpatrywała się w danie, zamiast odrywać fragment martwego zwierzaka.
– Ciąża ci służy – powiedziałam na przywitanie.
– Mówisz?
– No, łagodniejesz.
– Nie, po prostu dziś już pożarłam kawał mięsa.
– Zaszkodził ci?
– Pierwszej świeżości nie był. Najniższa klasa. Prokurator.
– A przystojny był chociaż?
– Podstarzały.
– No to chyba bym się nie skusiła.
Uśmiechnęła się blado ale widać było, że myślami jest zupełnie gdzieś indziej. Nie wyglądała jak Joanna Chyłka. Nie kojarzyła się z wygłodniałą, śmierdzącą papierosami i lekko podpitą bestią. Ciąża obdarła ją całkowicie z dotychczasowych przyzwyczajeń, które śmiało mogłyby znaleźć odzwierciedlenie w jej rodzinnym herbie. Rysy też jej złagodniały, jakby przyzwyczajały się do tego, że niebawem będzie je oglądać mały człowiek.
– Słuchaj, może zniszcz jeszcze komuś życie, to ci się humor poprawi.
– Robię to bezustannie, choć ostatnio jakoś słabiej wychodzi mi rola modliszki.
– Nie dziwię się. Z tą dekoracją z przodu jesteś mniej zachęcająca.
– Sama sobie tego nie zrobiłam. Mój masochizm ma pewne granice.
– No tak. A może… może go zaskarż?
– Którego?
– Mroza.
– Remigiusza?
– No tak, on tu najwięcej namieszał. Poniekąd to tez jego dziecko, Chyłka.
– Nie przypominam sobie…
– Jasne – przerwałam jej. – Że wlewał w ciebie alkohol też nie pamiętasz? Że ci pozwolił na randki z tym Szczerbatym, też nie?
– To nie jego wina…
Spuściła wzrok, jak nie ona. Siedziała teraz przede mną smutna imitacja Chyłki.
– A Zordon? – Zapytałam. – To też nie jego wina? Ile można się bawić w kotka i myszkę.
– No, nie jego. Słuchaj, my sami to wszystko komplikujemy.
– Ale on patrzy na was, i…
– I się przygląda. To wszystko. Nic nie może zrobić.
– Może ci dać odetchnąć.
– A myślisz, że by nie chciał?
Odkroiła wreszcie kawałek mięsa, który przypominał teraz trupa, którym w istocie był. Był już zimny i niezbyt zachęcający, szczególnie dla kogoś, kto lubi polować a nie wcielać się w sępa krążącego nad padliną. Chyłka zbliżyła go do ust i po chwili odłożyła widelec z nietkniętym kawałkiem.
– Chciałaby – powiedziała. – Bardzo by chciał. Wiesz, czasem układa sobie w głowie niezły scenariusz. Ma taką wyobraźnię, że nawet potrafi sobie mnie wyobrazić w roli strażniczki domowego ogniska. – uśmiechnęła się.
– I?
– I nic. Ja mu to psuję.
– Dlaczego?
– Bo taka jestem. Piłam już kiedy się poznawaliśmy.
– Ale on jakoś nie próbował tego zmienić.
– Bo natury nie oszukasz.
Przyznałam jej rację. Są na świecie sytuacje, których nie może zmienić nawet jego twórca. Są kwestie, na które nie ma się wpływu. Ludzie, nawet ci książkowi mają wolną wolę. Kompletnie nieograniczoną.
– Chyłka…
– no?
– A gdybym tak poszła na prawo? – zapytałam.
– Na lewo ciekawiej.
– Na lewo nie lubię.
– Dlaczego? Łatwa kasa.
– I zero szacunku.
– To inna kwestia.
– Więc?
– Chcesz przejąć po mnie pałeczkę?
– No, skoro będziesz teraz siedzieć w pieluchach…
– Nie drażnij lwa.
– Teraz przypominasz mi bardziej sarnę.
– Ty z kolei kojarzysz mi się z sarniną.
Po wymianie uprzejmości Chyłka poczuła się lepiej, o ile w jej stanie można mówić o jakimkolwiek polepszeniu. Przypuszczałam, że walczy ze swoim ciałem, które buntowało się na różne sposoby i nie miało w sobie na tyle empatii, by współgrać z właścicielką. Właściwie, nie miałoby po kim jej mieć. Wszelkie ciążowe dolegliwości mogłaby z łatwością przecierpieć, gdyby nie łączyły się one z koniecznością zrezygnowania z „oleju napędowego” podawanego w kuflach. Równie trudne było dla niej zrezygnowanie z papierosów, które stanowiły główny składnik jej diety. Momentami miałam wrażenie, że ona urodziła się z papierosem w dłoni. Najgorzej jednak zareagowała na zalecenie lekarza. Kazał jej zwolnić. Zmienić tryb życia. Wysypiać się i ograniczyć stres. W zasadzie powiedział „nie denerwować się”, ale w przypadku Chyłki było to niemożliwe. Poszła więc na kompromis sama ze sobą. doszła do wniosku, że myślenie o rezygnacji z pracy jest na dyle drażniące, że mniejszym złem będzie pozostanie na posterunku. Pracowała nadal, z brzuchem pod nosem i butelką soku z buraków. Wyglądała nietypowo, szczególnie gdy ciążowa huśtawka hormonalna prowokowała kanaliki łzowe do produkcji tego, co chyba nigdy z oczy Joanny nie spływało. Przynajmniej miała mi o czym opowiadać i kiedy ze szczegółami opisywała pośmiertne zmiany u ostatniej ofiary Rzeźnika, płakać chciała jedynie ze śmiechu.
– Chyłka, a co z Zordonem?
– No, to właśnie on był tą ofiarą i to jest najśmieszniejsze.

~~*~~

Wszystkim dziękujemy za zgłoszenia, a ze zwycięzcami skontaktujemy się mailowo.

Już teraz zapraszamy też na kolejny konkurs, w którym do wygrania będzie kilka zestawów książek językowych. Obserwujecie nas na Facebooku lub Twitterze, żeby być na bieżąco 🙂